- Gdzie on jest?! Co z nim zrobiłaś?!- wrzeszczal na mnie Harry. Złapałam go za ramiona i zamieniliśmy się miejscami.
- Uratowałam go! Przez ciebie został pobity!- krzyknelam, na co dostałam z liścia. Poczułam mrowienie na plecach, a Harry wybałuszył oczy. Walnęłam go pięścią w twarz i puściłam, a on upadł na podłogę. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą wystraszonego Louis'a.
- Przepraszam... Ja... To była jego wina... Przepraszam, nie zapanowałam nad sobą...- powiedziałam, choć wiedziałam, że to byłą jego wina.
- Ja też...- powiedział lokowaty, gdy Louis pomagał mu wstać.
- Spoko, Harry. To nie twoja wina....- pocieszył go Lou.
- A kogo?- krzyknęłam.
- Na pewno nie moja...- powiedział Harry. Boże jak on mnie wkurza... Wbiegłam do kuchni i walnęłam pięścią o stół. Otworzyłam dłoń i zobaczyłam w niej malutki niebieski płomyczek. Rzuciłam nim o podłogę, a on rozwalił kilka kafelków. Co się dzieje do cholery?! Nagle upadłam. Ciemność.
" Nie wiesz o co chodzi? "- usłyszałam głos w głowie.
- No, tak troszeczkę...- powiedziałam.
" A więc, wreszcie znalazłaś swoje Inati. Inati jest bardzo ważne w życiu Latiriona. Dla twojej wiadomości, jesteś Latirionem. "- usłyszałam uradowany głos.
- A co lub kto jest tym Inati? I co to jest?!- krzyknęłam zniecierpliwiona.
- Twoje Inati to Louis. Ogólnie jest to istota, którą Latirion kocha, opiekuje się nim... Strzeże jak oka w głowie. Aby lepiej go chronić, niedługo odkryjesz swoje nowe moce. "- usłyszałam.
- A co to był za płomyk?- spytałam.
" A... To twoja nieopanowana moc. Uważaj, stajesz się silniejszym i zdolniejszym Latirionem. "- usłyszałam. Chciałam o coś jeszcze spytać, ale już nic nie usłyszałam. Poczułam szarpania. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Louis'a i Harry'ego szarpiących mnie za ramiona.
- Ej, chłopaki... Nie umarłam.- powiedziałam akcentując ostanie słowo.
- Lou by chyba tego nie przeżył.- powiedział Harry.
- Zamknij się.- skarcił go Lou, a ja poczułam, że się rumienię. Chłopcy coś się o mnie pytali, ale ja spojrzałam w okno. Na chodniku przed domem stał nieruchomo zakapturzony chłopak. Był odwrócony wprost na mnie. Spod kaptura wystawały tylko blond kosmyki włosów, ale twarzy nie było widać. Patrzyłam się na niego przez dłuższą chwilę, ale Lou mnie odwrócił.
- Co się dzieje do cholery?! Masz wielkie, czarne skrzydła, jednym ruchem rozwaliłaś podłogę... - powiedział Harry patrząc na mnie. Spojrzałam się jeszcze raz w okno, ale już nikt nie stał na chodniku... Opowiedziałam chłopakom wszystko, co usłyszałam od głosu, ale nie powiedziałam, kto jest Inati.
- A kto jest tym Inati?- spytał Harry. Spojrzałam odruchowo na Louis'a i spuściłam głowę w dół.
- Nie wiem...- skłamałam.
- Przepraszam... Ja... To była jego wina... Przepraszam, nie zapanowałam nad sobą...- powiedziałam, choć wiedziałam, że to byłą jego wina.
- Ja też...- powiedział lokowaty, gdy Louis pomagał mu wstać.
- Spoko, Harry. To nie twoja wina....- pocieszył go Lou.
- A kogo?- krzyknęłam.
- Na pewno nie moja...- powiedział Harry. Boże jak on mnie wkurza... Wbiegłam do kuchni i walnęłam pięścią o stół. Otworzyłam dłoń i zobaczyłam w niej malutki niebieski płomyczek. Rzuciłam nim o podłogę, a on rozwalił kilka kafelków. Co się dzieje do cholery?! Nagle upadłam. Ciemność.
" Nie wiesz o co chodzi? "- usłyszałam głos w głowie.
- No, tak troszeczkę...- powiedziałam.
" A więc, wreszcie znalazłaś swoje Inati. Inati jest bardzo ważne w życiu Latiriona. Dla twojej wiadomości, jesteś Latirionem. "- usłyszałam uradowany głos.
- A co lub kto jest tym Inati? I co to jest?!- krzyknęłam zniecierpliwiona.
- Twoje Inati to Louis. Ogólnie jest to istota, którą Latirion kocha, opiekuje się nim... Strzeże jak oka w głowie. Aby lepiej go chronić, niedługo odkryjesz swoje nowe moce. "- usłyszałam.
- A co to był za płomyk?- spytałam.
" A... To twoja nieopanowana moc. Uważaj, stajesz się silniejszym i zdolniejszym Latirionem. "- usłyszałam. Chciałam o coś jeszcze spytać, ale już nic nie usłyszałam. Poczułam szarpania. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Louis'a i Harry'ego szarpiących mnie za ramiona.
- Ej, chłopaki... Nie umarłam.- powiedziałam akcentując ostanie słowo.
- Lou by chyba tego nie przeżył.- powiedział Harry.
- Zamknij się.- skarcił go Lou, a ja poczułam, że się rumienię. Chłopcy coś się o mnie pytali, ale ja spojrzałam w okno. Na chodniku przed domem stał nieruchomo zakapturzony chłopak. Był odwrócony wprost na mnie. Spod kaptura wystawały tylko blond kosmyki włosów, ale twarzy nie było widać. Patrzyłam się na niego przez dłuższą chwilę, ale Lou mnie odwrócił.
- Co się dzieje do cholery?! Masz wielkie, czarne skrzydła, jednym ruchem rozwaliłaś podłogę... - powiedział Harry patrząc na mnie. Spojrzałam się jeszcze raz w okno, ale już nikt nie stał na chodniku... Opowiedziałam chłopakom wszystko, co usłyszałam od głosu, ale nie powiedziałam, kto jest Inati.
- A kto jest tym Inati?- spytał Harry. Spojrzałam odruchowo na Louis'a i spuściłam głowę w dół.
- Nie wiem...- skłamałam.
- Musicie mi coś obiecać.- powiedziałam.- Nie możecie nikomu powiedzieć o mojej tajemnicy, ok?- spytałam.
- Jasne, jesteśmy przyjaciółmi, no nie?- spytał Lou. Spojrzałam na Harry'ego, a on się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech.
- Jasne.- powiedziałam razem z Hazzą.
* Następnego dnia *
Obudziłam się o 6.45. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Padał... śnieg? Jest maj... Co się dzieje? Na chodniku znowu stał zakapturzony chłopak.Tylko on nie był w śniegu. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę.
- Czy... to moja sprawka?- powiedziałam na głos.
" Tak. To twoja nowa moc. Emocjami panujesz nad pogodą. Fajne, nie? Na razie nie panujesz nad tym, ale jeszcze się nauczysz "
- A kiedy nauczę się panować nad sobą?!- krzyknęłam i do mojego pokoju wbiegła mama.
- Co się stało? Z kim rozmawiałaś?- spytała wystraszona.
- Z...- obróciłam się, ale na chodniku nikogo nie było.
- Gadałam tak... do siebie...- powiedziałam, a mama zmierzyła mnie wzrokiem. Zeszłyśmy razem na dół. I zobaczyłam Harry'ego i Louis'a śpiących na kanapie.
- Twoi koledzy u nas zostali na noc.- powiedziała
- Zauważyłam- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Poszłam za nią do kuchni i usiadłam przy stole.
- Ymm... Oni wiedzą.- powiedziałam cicho.
- Co?!- krzyknęła Roxy uderzając widelcem o zlew.
- Ufam im!- krzyknęłam.
- Dopiero co ich poznałaś!- krzyknęła. Nagle do kuchni weszli Harry i Lou, i usiedli przy stole. Roxy patrzyła na nich chwilę i jak ponownie zasypiają na stole i spojrzała na mnie.
- Wyjeżdżam na cały tydzień. Ok? Jak wrócę, nadal mają wiedzieć tylko dwie osoby, tak?
- Akurat teraz sobie wyjedziesz?!- krzyknęłam, ale ona tylko wybiegła z domu.
- Świetnie!- krzyknęłam. Odwróciłam się do przysypiających chłopaków.
- Co chcecie na śniadanie? Wystarczą wam płatki?- spytałam.
- Yhym.- wymruczał Harry.
- Halo! Pobudka!- krzyknęłam, a oni się poderwali na krzesłach.
- Tak, płatki!- powiedział Lou rozbudzony. Nalałam mleko do misek i wsypałam płatki. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Harry śpi na stole.
- Niall ... Daj naleśniki.- wymruczał.
- Harry! To ja, Nicole! Nie Niall!- krzyknęłam, na co on wytrzeszczył oczy.
- Oj, sorry... Lunatykowałem.- powiedział zmieszany.
- Jasne.- odparłam. Podałam miskę Louis'owi, a jak podawałam miskę Harry'emu trochę mleka wylało się na jego loki.
- Aaaa! Moje włosy! Coś ty zrobiła?!?!?!- krzyczał Harry, gdy ja i Lou pokładaliśmy się ze śmiechu.
- Łazienka to drugie drzwi na prawo. Masz pół godziny!- krzyknęłam za nim. Gdy jadłam z Louis'em śniadanie panowała krępująca cisza, aż postanowiłam ją przerwać.
- Lou, bo...- powiedziałam, a on przeniósł wzrok z płatków na mnie. Jego wzrok był strasznie krępujący, więc postanowiłam mieć to za sobą.
- Lou, bo to jestes ty. To ciebie kocham i będę chronić.... Możesz mnie nie kochać, ale ja i tak będę ciebie kochała nie zważając na sytuację... Rozumiesz? Czy ty... Czy ty mnie kochasz?- spytałam i spojrzałam na niego. Nie uzyskałam odpowiedzi.
- Wiedziałam....- powiedziałam, ale Lou mi przerwał pocałunkiem.
- To znaczy.... To znaczy, że mnie kochasz?- spytałam.
- Proszę cię, muszę ci to tłumaczyć?- spytał i się uśmiechnął. Poszliśmy na kanapę i oglądaliśmy tv. Wreszcie Harry raczył zaszczycić nas swoją obecnością...
- Idziemy?
- Jasne, jesteśmy przyjaciółmi, no nie?- spytał Lou. Spojrzałam na Harry'ego, a on się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam uśmiech.
- Jasne.- powiedziałam razem z Hazzą.
* Następnego dnia *
Obudziłam się o 6.45. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Padał... śnieg? Jest maj... Co się dzieje? Na chodniku znowu stał zakapturzony chłopak.Tylko on nie był w śniegu. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę.
- Czy... to moja sprawka?- powiedziałam na głos.
" Tak. To twoja nowa moc. Emocjami panujesz nad pogodą. Fajne, nie? Na razie nie panujesz nad tym, ale jeszcze się nauczysz "
- A kiedy nauczę się panować nad sobą?!- krzyknęłam i do mojego pokoju wbiegła mama.
- Co się stało? Z kim rozmawiałaś?- spytała wystraszona.
- Z...- obróciłam się, ale na chodniku nikogo nie było.
- Gadałam tak... do siebie...- powiedziałam, a mama zmierzyła mnie wzrokiem. Zeszłyśmy razem na dół. I zobaczyłam Harry'ego i Louis'a śpiących na kanapie.
- Twoi koledzy u nas zostali na noc.- powiedziała
- Zauważyłam- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Poszłam za nią do kuchni i usiadłam przy stole.
- Ymm... Oni wiedzą.- powiedziałam cicho.
- Co?!- krzyknęła Roxy uderzając widelcem o zlew.
- Ufam im!- krzyknęłam.
- Dopiero co ich poznałaś!- krzyknęła. Nagle do kuchni weszli Harry i Lou, i usiedli przy stole. Roxy patrzyła na nich chwilę i jak ponownie zasypiają na stole i spojrzała na mnie.
- Wyjeżdżam na cały tydzień. Ok? Jak wrócę, nadal mają wiedzieć tylko dwie osoby, tak?
- Akurat teraz sobie wyjedziesz?!- krzyknęłam, ale ona tylko wybiegła z domu.
- Świetnie!- krzyknęłam. Odwróciłam się do przysypiających chłopaków.
- Co chcecie na śniadanie? Wystarczą wam płatki?- spytałam.
- Yhym.- wymruczał Harry.
- Halo! Pobudka!- krzyknęłam, a oni się poderwali na krzesłach.
- Tak, płatki!- powiedział Lou rozbudzony. Nalałam mleko do misek i wsypałam płatki. Odwróciłam się i zobaczyłam jak Harry śpi na stole.
- Niall ... Daj naleśniki.- wymruczał.
- Harry! To ja, Nicole! Nie Niall!- krzyknęłam, na co on wytrzeszczył oczy.
- Oj, sorry... Lunatykowałem.- powiedział zmieszany.
- Jasne.- odparłam. Podałam miskę Louis'owi, a jak podawałam miskę Harry'emu trochę mleka wylało się na jego loki.
- Aaaa! Moje włosy! Coś ty zrobiła?!?!?!- krzyczał Harry, gdy ja i Lou pokładaliśmy się ze śmiechu.
- Łazienka to drugie drzwi na prawo. Masz pół godziny!- krzyknęłam za nim. Gdy jadłam z Louis'em śniadanie panowała krępująca cisza, aż postanowiłam ją przerwać.
- Lou, bo...- powiedziałam, a on przeniósł wzrok z płatków na mnie. Jego wzrok był strasznie krępujący, więc postanowiłam mieć to za sobą.
- Lou, bo to jestes ty. To ciebie kocham i będę chronić.... Możesz mnie nie kochać, ale ja i tak będę ciebie kochała nie zważając na sytuację... Rozumiesz? Czy ty... Czy ty mnie kochasz?- spytałam i spojrzałam na niego. Nie uzyskałam odpowiedzi.
- Wiedziałam....- powiedziałam, ale Lou mi przerwał pocałunkiem.
- To znaczy.... To znaczy, że mnie kochasz?- spytałam.
- Proszę cię, muszę ci to tłumaczyć?- spytał i się uśmiechnął. Poszliśmy na kanapę i oglądaliśmy tv. Wreszcie Harry raczył zaszczycić nas swoją obecnością...
- Idziemy?
- Jasne.- powiedział Lou.
W samochodzie on prowadził, a ja siedziałam na miejscu pasażera, natomiast Harry siedział z tyłu. Gdy Lou zatrzymał się na parkingu, szybko wysiadłam z samochodu i poszłam w kierunku szkoły. Gdy byłam już na korytarzu, usłyszałam za sobą głos Louis'a.
- Nicole, zaczekaj!
Odwróciłam się i Lou mnie pocałował. Na
oczach wszystkich.
- Dość tych czułości...- powiedział Harry rozdzielając nas. Uśmiechnęliśmy się do siebie i każdy poszedł w swoją stronę. Gdy wyjmowałam książki z szafki usłyszałam obok siebie trzask. Odwróciłam się i ujrzałam Max'a opierającego się o szafkę obok mnie.
- Masz czas dzisiaj?- spytał przygryzając wargę.
- Sory, ale nie.- powiedziałam.
- A jutro?
- Nie.
- Pojutrze?
- Nie.
- W sobotę?- spytał.
- Nie! Cholera, nie! Jestem zajęta!- krzyknelam i wszystkie twarze zwróciły się ku nam.
- Urocze...- szepnął mi do ucha Max i wszedł na ławkę.
- Uwaga! Nicole jest moja! Nikt nie ma prawa się do niej zbliżyć! Zrozumiano?!- krzyknął, ale w odpowiedzi otrzymał tylko ciche pomruki. Szybko wskoczyłam na ławkę i zepchnęłam go z niej.
- Jestem zajęta, Max! Przyzwyczaj się do tego, że prawie żadna dziewczyna ciebie nie chce!- krzyknęłam.- Jeśli będziesz groził jeszcze jakiejś dziewczynie to...- urwałam.
- To co?- spytał wskakując na ławkę.
- To zrobię na Twojej pedalskiej twarzyczce kuku.- powiedziałam, gdy rozległ się dzwonek. Zeszłam z ławki i poszłam w kierunku sali.
- To jeszcze nie koniec!- krzyknął Max za mną.
- Zapewne nie!- odkrzyknęłam i weszłam do sali.
heej :D świetny czekam na więcej... to opowiadanie jest super.. a Nicole i Louis awww to słodkie *.*
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie na 8 rozdział i liczę na komcie :D
P.S: Kocham tego bloga ♥
Jest już 4 rozdział 😺😸liczę na komcie :**
Usuń